 |
Moderator |
Rejestracja: 29 marca 2006 20:33 Posty: 258 Lokalizacja: Canada Płeć:
|
Marieke, shekon.
Bardzo piekny i dlugi wywod. Dobrze, ze sa na forum ludzie, ktorym chce sie wlasnymi slowami, wyczerpujaco i interesujaco wyrazac nietuzinkowe opinie. Z wieloma myslami i spostrzezeniami, zawartymi w tekscie, trudno sie nie zgodzic i ochoczo nie przytaknac.
Jednak pozwol, ze 'czepne sie' wybiorczo paru drobiazgow i podziele sie kilkoma wlasnymi spostrzezeniami.
Cytuj: Odniosę się najpierw do samego tematu. Stosunek białych do tradycji indiańskiej był przez całe wieki jasny.
Jesli zastanowicie sie, „co autorka miala na mysli” w drugim zdaniu i slowo po slowie, a wiec w sposob doslowny zinterpretujecie je wylacznie jako „stosunek do tradycji indianskiej”, a nie jako stosunek do Indian, mieszkancow nowo odkrytych ziem, ktore powinny szybko zostac zagospodarowane, mozecie smialo leciec dalej, czytac i polemizowac z tym, co wypocilam ponizej. Ale jezeli, autorka piszac owe zdanie miala na mysli ogolny stosunek do wszystkich tubylcow wynikajacy z realizowania przez europejskich wladcow, glowy kosciola, glowy panstw i moznych tego swiata, planow politycznych oraz ekonomicznych na nowo odkrytym kontynencie, a takze, bardzo generalnie ujmujac, oficjalnie aprobowany jako jedynie sluszny w owym czasie, stosunek do Indian wszystkich jednostek i grup zorganizowanych (nazywanych tu potocznie "bialymi" ), ktorzy egzekwowali odgornie zlecane im zadania, moj wywod niecalkiem trafi w sedno, za co z gory przepraszam.
Mimo tego zagmatwania, bez wzgledu na interpretacje i sposob podejscia do zagadnienia, proponuje wytrwalym i odpornym na tasiemce indianistom i gosciom, przez moje wypociny jednak dzielnie przeleciec i zastanowic sie przez chwile nad mniej popularnymi aspektami podboju i kolonizacji Ameryki Pln.
Otoz ypada mi nie zgodzic sie z stwierdzeniem Marieke, jakoby od wiekow, cytuje - „ stosunek bialych do tradycji indianskiej..byl jasny”. Wedlug mnie, jest to spore uproszczenie. Zmierza ono bowiem w kierunku stereotypowego przedstawiania.... 'bialych'. Tak, tym razem wlasnie 'bialych' (nie lubie tego okreslenia, podobnie jak nie lubie i nie uzywam terminu 'czerwonoskory', stad cudzyslow). Zwykle wieszamy psy na tych, ktorzy stereotypowo opisuja i ukazuja Indian, a tu prosze, jak sie okazuje, stereotypowe przegiecie moze dzialac takze w druga strone. Analizujac historie podbojow i procesow kolonizacyjnych, nalezy bardzo uwazac, aby nie dac poniesc sie emocjom i w dobrej wierze nie przedobrzyc w ocenach i ferowaniu wyrokow.
Musimy zdawac sobie tez sprawe, ze przez setki lat „stosunek bialych do tradycji indianskiej” bardzo sie zmienial, wrecz mozna rzec, ewoluowal. Nie da sie mowic tutaj o jakims jednolitym, uniwersalnym podejsciu na przestrzeni lat, szczegolnie w aspekcie zmieniajacej sie sytuacji politycznej i spolecznej, w swietle ciagle "uzdatnianych" przepisow, aktow prawnych, konstytucji czy chocby zmieniajacego sie swiatopogladu. Nie daje sie wiec tego stosunku skwitowac jednym zdaniem, bo niestety, nic w nim nie bylo "jasne".
Sytuacja jest i byla bardziej zlozona, niz wiekszosci nas, zafascynowanym kultura indianska, a siedzacym za morzami Europejczykom, sie wydaje. Czytajac historyczne opracowania pisane w znacznej swej masie przez...."bialych" wlasnie, analizujac suche fakty, nie majac z oczywistych wzgledow codziennego i bezposredniego wgladu w dynamike owych zmian, zywego, powszedniego kontaktu z kultura tubylcza i mozliwosci obserwowania z bliska pewnych zjawisk, ciezko jest naprawde zrozumiec pewne sprawy, nawet jezeli dysponujemy imponujaca teoretyczna wiedza na temat, nawet gdy przejechalismy wzdluz i wszerz pare razy Ameryke, nawet gdy odwiedzilismy kilka rezerwatow. Doswiadczylam i doswiadczam uczucia "niewiedzy" na wlasnej skorze. Wiele mych wyobrazen i pogladow musialam w ostatnich dziestu latach zweryfikowac i ciagle ulegaja one zmianom, a to glownie dzieki namacalnemu, zeby nie powiedziec intymnemu i osobistemu, kontaktowi z wieloma przestawicielami spoleczenstw tubylczych. Pomimo tych "dojsc" i "wgladu", mimo poznawania od podszewki wielu zjawisk, o ktorych wiekszosc indianistow moze niestety tylko poczytac, uslyszec lub poogladac na ekranie, nie smiem uwazac sie za eksperta . Nie twierdze tez, iz w pelni kiedys bede w stanie poznac i zrozumiec wszystkie procesy myslowe, problemy, poglady, podejscie do zycia i swiata (takze spirytualistycznego) wlasniej historii, tradycji oraz tozsamosci, tubylczych mieszkancow Ameryki. Jest to po prostu niemozliwe i watpie, aby jakikolwiek Europejczyk byl w stanie w stu procentach "wczuc" sie w indianska dusze, podobnie jak oczywistym dla mnie jest, iz Indianin nigdy nie bedzie czul sie w pelni Polakiem.
Nawiazujac do tych nieszczesnych stosunkow. Spojrzmy chocby na polnocne i wschodnie obszary kontynentu, na pierwszych traperow, osadnikow, agentow placowek handlowych, odkrywcow nowych szlakow, badaczy, misjonarzy, ktorzy przebywajac na terenach zamieszkalych przez autochtonow, nawiazywali z nimi jesli nie przyjazne, to przynajmniej bardzo poprawne stosunki. Wykorzystywali Indian jako przewodnikow, informatorow czy doradcow i darzyli ich samych oraz ich wiedze o otaczajacym swiecie, jak rowniez ich indianska tradycje, autentycznym szacunkiem. Tak, fakt, byl to szacunek 16-19wiecznego, chrzescijanina. Szacunek dla „poganskiego dzikusa”, ktorego zycie pelne bylo niezbadanych i niezrozumialych tajemnic. Czyz jednak, w owych czasach, kiedy panowal na swiecie taki a nie inny swiatopoglad, wypada spodziewac sie i wymagac czegos wiecej? Kogo mamy prawo za taki stosunek potepiac i obwiniac? Jesli nasze prababki potulnie, placzac po cichu w poduszke, wychodzily za maz w wieku lat 15-16 za wybranych przez ich rodzicow podstarzalych "syfilitykow" piastujacych wysokie urzedy, my, miast rzucac gromami na „winnych” tego oczywistego, z dzisiejszego punktu widzenia pogwalcenia praw jednostki, wzdychamy i mowimy sobie - „coz, takie byly czasy”. Ano, wlasnie.
Ale wrocmy do Indian. Pierwsi przybysze uczyli sie od nich przetrwania w nowym terenie i klimacie, technik polowan i radzenia sobie bez dobr i wygod, do ktorych byli przyzwyczajeni w Europie. Czeste w owych czasach byly tez przypadki brania przez nichza zony Indianek lub kobiet Inuit. Kobiet Europejek bylo wtedy przeciez na lekarstwo. Indianki zas , pracowite i zaprawione ”w bojach”, doskonale radzily sobie w warunkach dla nich naturalnych, sprawdzajac sie jako partnerki na polowaniu, zony w lozku i matki dzieciom. Oprocz tego, co mialo niebagatelne znaczenie, dzieki utrzymywaniu wiezow ze swym ludem, umozliwialy mezom pokojowa koegzystencje na tych samych co tubylcy, terenach lowieckich .Ich europejscy mezowie adoptowali z kolei bez oporow wiele zwyczajow oraz elementow kultury swych zon. Nie byla to wcale nieliczna, malo znaczaca grupka. Pamietajmy bowiem, ze potomkowie tych mieszanych zwiazkow, zwani Metis, utworzyli pozniej silna liczebnie, ekonomicznie i politycznie spolecznosc, walczyli o swe prawa jako Metis Nation i w koncu uznani zostali za pelnoprawna autochtoniczna grupe na terenie Kanady, podobnie jak Indianie i Inuit.
Inny przypadek pozytywnego w sumie podejscia Europejczykow do tradycji indianskiej, to pracochlonny i wymagajacy dobrej znajomosci danej grupy etnicznej zapis jej tubylczego jezyka , gramatyki oraz skladni, przy uzyciu alfabetu lacinskiego. Tej syzyfowej pracy podejmowali sie przede wszystkim, przynajmniej w pierwszych latach kolonizacji, misjonarze. W przypadku jezyka mohawk , juz na przelomie 17 i 18 wieku, Jezuita, Jacques Bruyas stworzyl i zapisal ogolne zasady gramatyki oraz utworzyl pierwszy „podreczny” slownik wyrazow mohawk. Fakt, ze misjonarzom, ktorzy w pocie czola opracowywali tlumaczenia z angielskiego na jezyk tubylczy, przyswiecal wcale swiatly cel . Byli oni po prostu w stanie przekazac, w zrozumialym dla tubylcow jezyku, teksty religijne, a tym samym szybciej i efektywniej swe owieczki nawracali. Z drugiej strony przyklad ten ukazuje, ze nie wszedzie i nie od razu podejmowano kroki majace na celu calkowite i natychmiastowe wyrugowanie wszystkich elementow tradycyjnej kultury z zycia autochtonow. A przeciez to wlasnie nasz jezyk, nasz dialekt, jako nieodlaczny skladnik zywej kultury, daje grupie poczucie odrebnosci i wartosci i pozwala na pelniejsze pielegnowanie tradycji.
To tylko pare przykladow, ukazujacych ,ze nie mozna traktowac „stosunkow bialych do tradycji Indian” jak leci, zakladajac, ze od poczatku pojawienia sie na kontynencie Europejczykow, az po czasy obecne, realizuja oni wszyscy jednomyslnie jakis jednolity i okrutny „plan lekcji”...
Cytuj: Tradycje, obrzędy, wierzenia, sposób życia i myślenia tych ludów miały zniknąć. Nomadów należało osiedlić, barbarzyńców ucywilizować i nawrócić. Cel był szczytny, wszystkie środki dozwolone: masakry, zniewolenie, podstępy, korupcja, alkohol.
Warto pamietac, ze oba panstwa w dzisiejszej formie i ksztalcie, a wiec Kanada i Stany, nim wykluly sie i uformowaly jako niezalezne jednostki panstwowe, przechodzily w ciagu wiekow bardzo burzliwe i drastyczne przeobrazenia.”Walki z Indianami” nie zawsze byly, i tu i tu, centralnym „punktem programu”. Prowadzono przeciez rownolegle walki i wojny wewnetrzne i zewnetrzne o niepodleglosc, o oderwanie sie od Europy, o polityczne wplywy, o wladze, o granice miedzy Stanami a Meksykiem, miedzy Kanada a Stanami......itd, itp... Indianie byli nieraz zamieszani bardzo aktywnie w te rozne dzialania. Wykorzystywano ich znajomosc terenu , sztuke walki i ..motywacje. Kazda ze stron starala sie zjednac i przeciagnac na swa strone okreslone plemiona, zwabic je konkretnymi, materialnymi obietnicami, bo przeciez oczywistym bylo i jest, ze ideologia „patriotyzmu europejskiego” i cele, ktore przyswiecaly przybyszom, do Indian raczej nie przemawialy . Wcale wiec nie jest takie oczywiste, ze to wylacznie najezdzcom zalezalo na zmianie Indian w narody cywilizowane. Sami Indianie, bardzo czesto aktywnie, dobrowolnie i zapalem "cywilizowali sie" i zarzucali tradycyjny styl zycia, niewatpliwie zafascynowani nieznanymi im do tej pory zdobyczami technikii gadzetami, mozliwosciami jakie otwierala przed nimi i ich dziecmi edukacja, liczyli tez na poprawe standardu egzystencji, na ekonomiczny oraz spoleczny awans wynikajacy z przystosowania sie do funkcjonowania w nowych warunkach, w nowym otoczeniu. Czesto jednak , mimo powierzchownych zmian, wyksztalcenia w szkolach misyjnych, "nawrocenia", zachowywali i przez dlugi czas kultywowali wazne dla nich elementy wlasnej kultury. W tym miejscu dobrze jest przypomniec sobie zagmatwane i w sumie tragiczne losy plemion zrzeszonych w Konfederacji Irokezow, zapoznac sie z niezwyklymi zyciorysami wodza Josepha Brant i jego siostry, Molly Brant czy Johna Nortona. Podobne przyklady mozna mnozyc.
Cytuj: Kiedy już wszyscy znaleźli się w rezerwatach, rozpoczęła się wzmożona resocjalizacja: działalność ewangelizatorów, szkoły zakonne, internaty.
To troche nie tak. Pamietajmy, ze nie odbylo sie to hop siup! Nie stalo sie to tez na zasadzie „najpierw wszystkich do rezerwatow, a pozniej zaczniemy ich szybciutko cywilizowac”. Przeciez, po pierwsze, nie wszyscy Indianie znalezli sie w rezerwatach! Byly i sa plemiona, ktore nigdy nie zaznaly, z takich czy innych przyczyn, zycia w rezerwatach ( przyjrzyjmy sie np ponownie Irokezom, zastanowmy nad niektorymi plemionami Zach Wybrzeza, przypomnijmy Lubicon Cree..etc etc ).
Co do ewangelizacji. Dzialalnosc misjonarzy na terenach Kanady i pln USA zaczela sie tez o wiele wczesniej (np od pierwszej polowy 17 wieku okolicy Wielkich Jezior ), a wiec na dlugo przed tym, zanim jak pisze Marieke, „wszyscy znalezli sie w rezerwatach”. W temacie o nawracaniu Mohawkow, wstepnie omawialismy to zagadnienie.
http://www.indianie.info/viewtopic.php?t=246
Z kolei, warto wiedziec, ze na obszarach dzisiejszego pln. Ontario, w pln. czesci prowincji Alberta, Saskatchewan, wzdluz rzeki McKenzie, czy na terenach Yukon i Northwest Territories, misjonarze przybywali, zakladali misje, szkoly i sierocince, czyli rozpoczynali dzialalnosc zanim jeszcze podpisano z Indianami jakiekolwiek traktaty, zanim ustalono jakies granice rezerwatow. Taki np Sheldon Jackson, zwany apostolem Alaski, jest dzisiaj m.in. patronem muzeum i college’u w Sitka, a zalozyl on 19 wieku ponad 100 misji! Istnialy tam tez duzo wczesniej, bo juz na przelomie 17-18 wieku, placowki agencji handlowych (dobrze poczytac o powstaniu i pierwszych latach istnienia Hudson Bay Company - HBC) , ktore agresywanie walczyly miedzy soba o "futra" , czyli o tereny na ktorych operowaly i o tubylczych klientow. Z kolei zakonnicy i ksieza prowadzili swe oddalone od cywilizacji misje w bardzo ciezkich warunkach, z pelnym poswieceniem, swiecie (nomen omen) przekonani, ze przyczyniaja sie do poprawy losow autochtonow, do poprawy ich bytu w przyszlosci, ze „zbawiaja” ich i pokazuja im droge ku lepszemu , pomagajac nie tylko zblizyc sie do Boga, ale takze do cywilizacji. Tutaj znowu przyklad Jacksona, ktory byl inicjatorem sprowadzenia na Alaske z Syberii stada kilkuset reniferow, a to w celu stworzenia tubylcom stalej„bazy zywieniowej” i uratowania ich od smierci glodowej . Ci ludzie, niezalezni traperzy, przedstawiciele swych kompani handlowych, czy kosciola nie byli bezwzglednymi w swej masie wykonawcami swiadomych i na duza skale, zbrodni na kulturze i na ludach te tereny zamieszkujacych. To co robili, robili doslownie, bardzo czesto, w dobrej wierze. I tak misjonarze postrzegali swych „podopiecznych” jako zagubione owieczki, przyczajone niesmialo, w odleglym i ciemnym przedsionku cywilizacji. Nalezalo sie wiec nimi zaopiekowac i zajac, nalezalo im szybko pomoc, i to nie tylko od strony duchowej, ale takze materialnej. Nalezalo ich przystosowac i przygotowac, na tyle, na ile oczywiscie ich „intelektualne mozliwosci pozwola”, aby kiedys przekroczyli prog „prymitywizmu” i „zacofania” i stali sie lepszymi ludzmi ( czytaj ‘chrzescijanami’). Pamietajmy, takie byly w owych czasach tory myslenia, mentalnosc, swiatopoglad i takie panowaly opinie, nie tylko wsrod misjonarzy. Oceniajmy tez wiec sytuacje troche z punktu widzenia ludzi, ktorzy w owych czasach zyli, przekonani iz czynia dobrze.
Na wyzej wymienionych terenach to wlasnie glownie misjonarze (uwaga, wcale niemalo Ojcow Paulinow, takze z Polski!), traperzy, agenci placowek handlowych (Hudson Bay Co), a nie Krolewska Konna , osadnicy-farmerzy, czy oficjele z traktatami za pazucha, byli pierwszymi bialymi, z ktorymi stykali sie Indianie i Inuit. Do tych ludzi tubylcy zwracali sie o pomoc, od nich otrzymywali w ramach wymiany handlowej „biala zywnosc”, narzedzia, odziez, koce, od nich uczyli budowy stalych siedzib, nowego stylu zycia . Pozniej co prawda zjawili sie opanowani goraczka zlota poszukiwacze i zaczely sie "schody", ale moze nie bedziemy zbaczac poki co, w tym kierunku.
I jeszcze jedno. Nie chrzczono Indian i Inuit na sile, nikt ich nie zmuszal do natychmiastwej zmiany wiary. Byl to proces zmudny i powolny, "u podstaw". Szkolki rowniez zakladano stopniowo, a dzieci zjawialy sie w nich dobrowolnie, z poczatku nieregularnie, w okresie gdy rodzice rozbijali namioty w poblizu misji .Z biegiem czasu, wokol misji i agencji handlowych zaczely wyrastac stale, dosyc prymitywne drewniane zabudowania. Ci, ktorzy dochodzili do wniosku, ze zycie w cieplej, drewnianej chacie, w dodatku w poblizu „koryta”, jest latwiejsze od ciaglego przemieszczania sie, zakladali stale siedziby i zarzucali ciagla, uciazliwa wedrowke, ulatwiajac braciszkom ich misje, agentom prace, a pozniejszym urzednikom podpisanie traktatow. Akcja nawracania, edukacji i asymilacji zaczela sie wiec na dlugo przed znalezieniem sie "wszystkich Indian" w rezerwatach.
Tu polecam tez przeczytanie tematu istniejacego na forum, w ktorym poruszano wiele zagadnien dotyczacych szkol z internatami wlasnie:
http://www.indianie.info/viewtopic.php?t=744
Nie zaprzeczam, ze krwawe walki, zaciete potyczki, wrogie utarczki miedzy bialymi i Indianami mialy miejsce na pewnych terenach niezmiennie i uparcie, od wielu lat. Nie zawsze tez wszystko ukladalo sie cacy na terenach „tradycyjnie spokojnych”. I tam dochodzilo do konfliktow, zabojstw, przemocy. Z kolei dzialania „podstepne” a wiec np. tak rozpowszechnione w literaturze okrutne historie o „podrzucaniu zakazonych ospa kocy” okazywaly sie czesto, w rzeczywistosci, typowymi przypadkami niefortunnego zbiegu okolicznosci, do ktorego dochodzilo w trakcie wymiany dobr ( nieszczesne koce byly tylko jednym z wielu "narzedzi zbrodni"). Nieswiadomosc i niewiedza owczesnych Europejczykow, jak nieodporne, na wydawaloby sie niegrozne wirusy czy zarazki przytargane zza oceanu, sa ogranizmy autochtonow, zbierala zniwo. Nie zaprzeczam, cale plemiona zostawaly na skutek epidemii zdziesiatkowane i jest to niezaprzeczalna, „zasluga bialych". Ale czy naprawde moze byc tu mowa o planowej, masowej eksterminacji, na taka skale jak np w przypadku obozow koncentracyjnych?
Zaznaczam, to co napisalam nie jest zadnym usprawiedliwieniem i nie jest proba wybielania. Jest jedynie proba ukazania pewnych procesow i przedstawienia pewnych faktow w troche innym swietle.
Nic bowiem nie zmieni faktu jakim jest ogrom cierpien wielu indianskich generacji, fakt etnicznego i kulturowego wyniszczenia populacji oraz widoczne i odczuwalne do dzisiaj tego skutki. Indianie „zawdzieczaja” dzisiejszy stan rzeczy wielu okrutnym i bezlitosnym, nieprzemyslanym i przemyslanym, konfliktowym i bezkonfliktowym, indywidualnym i grupowym, zorganizowanym i niezorganizowanym, impulsywnym i wywazonym decyzjom oraz takimz akcjom, podejmowanym przez przybyszow zza oceanu na ich „ziemi obiecanej”, na przestrzeni setek lat.
I jeszcze jedno, takie a muza, spostrzezenie. Nasi indianisci, co im sie bardzo chwali, nierzadko „lataja” w slawnych bitwach i recytuja bez zajakniecia zyciorysy wielkich wodzow . Zapominaja przy tym jednak czasami, ze znane potyczki, brawurowe akcje zbrojne, wojny podjazdowe, aktywne i bohaterskie opieranie sie zaganianiu do rezerwatow, czy straszliwe masakry, to tylko mala czastka historii indianskich losow i podboju, na tym tak bardzo zroznicowanym geograficznie i kulturowo, wielkim kontynecie. Swiat indianski nie konczy sie na preriach i na malowniczych ziemiach Apaczow.
Cytuj: Nikt chyba nie myśli serio, że istnieje dla Indian jakakolwiek możliwość całkowitego powrotu do dawnych tradycji i do dawnych wartości. Że możliwe jest odtworzenie tej tradycji w jej integralności. Tradycja Indian, ich duchowość, przekładały się na całe ich życie, na zwyczaje, prawa i moralność. Kto im dziś na to pozwoli? W dobie obecnej następuje niewątpliwie duchowe odrodzenie tych ludów, nawiązanie do dawnych obrzędów, umacnia się poczucie dumy z własnej kultury, ale następuje to w świecie, który jest jej zaprzeczeniem.
Czy tylko dla Indian? Czyz nie obserwujemy podobnych zjawisk, na przestrzeni ostatnich wiekow, na terenie Europy, Azji, Afryki, Australii ? Swiat sie zmienia i „prze do przodu” , jak sama autorka zauwaza.
Faktem jest, ludzie o wiele szybciej przystosowuja sie obecnie do nowych warunkow, do otoczenia, bo i same zmiany przebiegaja coraz szybciej forsujac niejako na poszczegolnych jednostkach, grupach, czy to spolecznych, czy etnicznych, zmiane zachowan i sposob interpretacji rzeczywistosci. Marieke pisze tez o niemozliwosci powrotu do dawnych tradycji. Dawnych, czyli jakich? Z ktorego okresu historycznego, z ktorego stadium "rozwoju"?
Kultura, jako taka, nie jest statyczna, jest sama w sobie "tworem" bardzo dynamicznym, ulegajacym ciaglym przeobrazeniom. Wedle madrych, naukowych teorii, w madrych, naukowych pracach antropologow, etnologow, etnografow czy socjologow, wszystkie zjawiska kulturowe daja sie sklasyfikowac, przewidziec, metodologicznie przeanalizowac i poukladac w czasie i przestrzeni/ach.
Ale, tak po prostu, lopatologicznie sobie kombinujac i abstrachujac od tych skomplikowanych rozwazan na temat "wzorow kultury", "zycia seksualnego dzikich" czy "sacrum i profanum" uderzyc nas powinno niczym mlotem po lbie, ze kultury spoleczenstw indianskich nigdy "nie staly w miejscu" i nigdy nie byly niezmiennym i nie ulegajacym zmianom monolitem/ami. Przeciez, nawet przed przybyciem Europejczykow, wsrod zamieszkujacych kontynent amerykanski ludow, ciagle i nieustanne dochodzilo do przemieszczania sie i wedrowek, do podbojow i stapiania grup, a co za tym idzie do ulegania wzajemnym wplywom, do wymiany genow. Na porzadku dziennym byly zapozyczenia kulturowe, laczenie pewnych elementow, tworzenie sie nowych wzorow zachowan, rytualow, obrzedow, struktur, wartosci ... i tak dalej i tak dalej...
Przetrwanie jakiejs kultury w niezmienionym ksztalcie, w zamrozonej w czasie formie, bylo i jest po prostu niemozliwe. W dzisiejszym swiecie, to nie powrot do przeszlosci, a odpowiednie, madre czerpanie z naszego (nie cudzego) bagazu kulturowego, przywiazanie do naszych ( nie cudzych) korzeni i tradycji, ktore czy chcemy czy nie, zawsze niesiemy ze soba przez zycie, pomaga nam przetrwac jako jednostce, jako grupie, ba, pomaga nam ( i Indianom chyba tez?) w chwilach zwatpienia, odnalezc sens zycia.
Problem, jak ja go widze, nie tyle polega na niemozliwosci powrotu i braku "pozwolenia" ( akceptacji spolecznej?) do tradycji jako takiej. Jest to swiadomy wybor samych Indian. Oni, w przewazajacej swej czesci, zdecydowali juz dawno i zrozumieli, ze nie ma sensu i nie zdaje egzaminu ( a byly i sa tu i owdzie nadal prowadzone tego rodzaju "eksperymenty", nie tylko w spolecznosciach indianskich ) odtworzenie kultury, jako calosci, w formie nieskazonej, odciecie sie od wspolczesnosci i powrot do przeszlosci. Przetrwanie wspolczesnych autochtonow, czyli zachowanie etnicznej tozsamosci i odrebnosci, z jednoczesnym poczuciem dumy z owej odrebnosci i swiadomosci wlasnego bogactwa kulturowego, pielegnowanie tegoz bogactwa, polega nie tyle na izolowaniu sie, czy zamykaniu w rezerwatach, ile na umiejetnym przystosowaniu, adaptacji i na zespoleniu oraz na wspolistnieniu obu swiatow, tego "cywilizowanego" oraz tego tradycyjnego. Najnowsze trendy i akcje popularyzuja postawe balansu kulturowego, postulujac iz taka rownowaga i mozliwosc funkcjonowania "bez rozdarcia" na obu plaszczyznach, nie tylko nie utrudniaja, ile wrecz ulatwiaja przetrwanie istotnych dla grupy elementow tradycyjnej, indianskiej kultury i zachowanie waznych struktur i wartosci we wspolczesnym swiecie. Rzucmy tu chocby, jako przyklad wykorzystywanie nowoczesnej technologii komputerowej w akcji majacej na celu ratowanie zagrozonych wymarciem dialektow indianskich, sprawne organizowanie, dzieki internetowi oraz dzieki nowym nowym srodkom komunikacji, miedzyplemiennych akcji i programow prewencyjnych, integracyjnych, edukacyjnych, mozliwosc wspolpracy i dzielenia sie doswiadczeniami miedzy plemionami i grupami ,coraz wieksza liczba wyksztalconych w nowoczesnych placowkach edukacyjnych fachowcow, naukowcow czy pedagogow pochodzenia tubylczego, ktorzy maja niewatpliwie olbrzymi, pozytywny wplyw na ochrone i przetrwanie tradycyjnych wartosci oraz kulturowego dziedzictwa swych ludow.
I jeszcze slow pare o dzialaniach majacych na celu powrot do tradycyjnych elementow zwyczajowego prawa indianskiego (i Inuit) oraz o akcjach propagujacych wspolistnienie obu systemow, europejskiego i autochtonicznego.
Coraz czesciej mowi sie o zbawiennym wplywie, w srodowisku wiezniow pochodzenia tubylczego, spirytualistycznych, tradycyjnych metod odbudowy duchowej i moralnej, resocjalizacji innymi slowy. Duzo na ten temat napisano, duzo nakrecono filmow dokumentalnych, duzo slyszy i widzi sie w mediach. Ja mialam i mam okazje przekonywac sie o wielkiej wadze, znaczeniu i pozytywnych efektach tego rodzaju praktyk, niejako naocznie.
Poruszalismy ten temat zreszta juz nieco wczesniej. Zapraszam do zapoznania sie z tematem zalozonym przez niezawodna Anke-Suomi, a traktujacym o prawie indianskim i euro-amerykanskim.
Cytuj: Nie oburzajmy się, gdy Indianie krytycznie podchodzą do faktu, że sięgamy po ich obrzędy. Robimy to, przynajmniej większość z nas, wybiórczo, w sposób instrumentalny i z konieczności deformujący. Przez całe wieki Indianin obdzierany był ze swych tradycji i wierzeń, przestańmy obdzierać go w dalszym ciągu z tych tradycji, zniekształcając ich sens przez mechaniczne ich naśladowanie.
Przylaczam sie calym sercem do tego stanowiska. Zdaje sobie sprawe jak „wywrotowy” i niepopularny jest to poglad, z jak nieprzychylna moze sie spotkac reakcja w wielu indianistycznych kregach. Chetnie dorzuce wlasne refleksje na temat. Ale to juz moze przy nastepnej okazji
onen
_________________ http://community.webshots.com/user/efkaw
|
|