 |
User |
 |
Rejestracja: 02 maja 2006 13:13 Posty: 181 Lokalizacja: Wawa Płeć:
|
"W niedzielę 14 Sierpnia miałem zaszczyt uczestniczyć w leczniczym marszu przez roponośne piaski bitumiczne Alberty w Kanadzie (Pozyskiwanie paliw płynnych z piasków bitumicznych wymaga energii do odwiertów i rafinacji. Proces ten emituje dwa do czterech razy więcej gazów cieplarnianych za baryłkę produktu końcowego produkcji konwencjonalnej ropy naftowej. W przypadku spalania produktów końcowych, piaski bitumiczne ekstrakcji , modernizacji i wykorzystania emituje od 10 do 45% więcej gazów cieplarnianych niż konwencjonalnej ropy.) . Zorganizowany i prowadzony przez Rdzenną Ludność oraz udostępniony dla wszystkich, w przybliżeniu 100 piechurów 13-kilometrowego odcinka, który można by nazwać Ground Zero przemysłu naftowego Alberty. Byliśmy świadkami obrazów, które być może jesteście w stanie sobie wyobrazić: przemysłowe pola emitujące dym w powietrze, ponad normatywne wyziewy, śmiertelne dla wszystkiego co żyje, krajobraz księżycowy pozbawiony drzew czy czegokolwiek zielonego. Widok tej dewastacji przyprawiał mnie o ból brzucha, gdyż doświadczyłem czegoś tak okropnego, co zastanawiało mnie jak ta ziemia może kiedykolwiek zostać uleczona. Osobiście myślę, że pewnie bym się załamał bezradny wobec takiej skali zniszczenia. Jednak uczucie choroby w trakcie marszu współistniało wraz z cichą nadzieją, podtrzymywaną staraniami moich współtowarzyszy marszu oraz tych, którzy nie mogąc w nim uczestniczyć przekazali swoje szczere modlitwy i życzenia w intencji uleczenia tej ziemi. Gdybyście tu byli poczulibyście zapach asfaltu (naturalnie występującej mieszanki piasku , gliny , wody i bardzo gęstej i lepkiej postaci ropy naftowej), toksycznej trucizny, osad z której utrzymuje się na skórze i włosach do następnego dnia. Słyszelibyście zasilaną propanem kanonadę uderzeń, które odstraszają kaczki od zatrutych zbiorników wodnych. To pachniało, jak bym się zaciągnął asfaltem, jakbym go wchłonął poprzez wdychanie oparów gazów pochodzących z palenisk, wyglądających jak fajki powtykane dookoła naftowej zatoki. Pisząc to nadal czuję ciężar w płucach, jak bym się na raz nawdychał za dużo asfaltu. Marsz rozpoczął się ceremonią fajki zainicjowaną przez członka starszyzny Narodu Hobbema. Byłem wstrząśnięty, jak obserwatorzy ceremonii byli również uhonorowani i wnieśli do społeczności proste, skromne podziękowanie dzieląc się ze wszystkimi ogromną tubą jagód. Wskazując, by pierw nakarmić najmłodszych z zebranego tłumu, przypomniano nam o naszej odpowiedzialności by troszczyć się o przyszłe pokolenia. Smak tych jagód wzbudził we mnie wdzięczność za to że żyję, w tym momencie, z tymi ludźmi. Uzdrawiający marsz rozpoczął się dość wymownie, na czele z brunatnym niedźwiedziem symbolicznie przemierzającym Park Crane Lake i orłem krążącym nad naszymi głowami. Oczy przesłaniał mi transparent "Zatrzymajcie zniszczenie. Zacznijcie uzdrawianie." Słyszałem głosy rodzin, którym najbliższych zabrał rak, spowodowany w wyniku eksploracji piasków bitumicznych. Przypomniano nam, iż zaledwie 40 lat wstecz te ziemie pokrywały lasy, dostarczające pożywienia ludziom, którzy polowali, łowili ryby i zbierali jagody. Teraz jest to trujący nieużytek. Szliśmy spokojnie przez toksyczny smog wiszący w powietrzu ponad autostradą i piaskami roponośnymi, zatrzymywaliśmy się, by w każdym ze świętych czterech kierunków złożyć modlitwę, ofiarując ją duchom tej ziemi. Uczestnicy marszu musieli trzymać się skraju drogi, by nie tamować ani jednego pasa ruchu. Poruszaliśmy się powoli, wśród nas szły dzieci, ludzie starsi, inwalidzi, wnuki, dziadkowie, aktywiści i inni, nieśliśmy banery szarpane silnym wiatrem Alberty, na zmęczonych nogach, ze skaleczonymi kolanami, dźwigając bagaż kamer i medialny cyrk. Poruszaliśmy się przez zniszczoną ziemię próbując połączyć się z duchami tej ziemi, by utrwalić się w naszej miłości do niej nie poddając się, nawet wtedy gdy jest wyeksploatowana, prosząc ziemię by nie zwątpiła w nas w dobie przeraźliwej przemocy, ignorancji i arogancji, które spowiły piaski roponośne. Nie mam pojęcia czy zostaliśmy usłyszeni przez ziemię. Jako uczestnicy marszu pomagaliśmy sobie nawzajem, wspieraliśmy się, podtrzymywaliśmy na duchu jak tylko mogliśmy. Co jakiś czas zatrzymał się samochód z chęcią niesienia pomocy, udowadniając nam, że nawet tu, po środku asfaltowej pustyni są ludzie świadomi pilnej potrzeby uzdrawiania. Uzdrawianie jest potrzebne. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Uzdrawianie, ludzi, społeczności, ziemi, wody, wszystkiego co jest z tym związane i współzależne. Wraz z lokalnymi i federalnymi władzami, które mogłyby zostać uświadomione o zniszczeniu tej ziemi, mimo iż odpowiedzieliby swoimi nieadekwatnymi proklamacjami długotrwałych, wieloletnich projektów, jeśli w ogóle odniosłyby skutek i przywróciły kompleksową odnowę biologiczną oraz wodę zdatną do picia. Ten marsz był odważnym wyrażeniem potrzeby uszanowania tej ziemi, uratowania przed zdziesiątkowaniem ludzi, zwierząt i roślin tam żyjących i nas jako świadków, niechętnych przedsiębiorców czy konsumentów uzależnionych od naftowej gospodarki. Woli uzdrawiania odpowiadają kreatywne pomysły i więcej podobnych akcji. Warto rozważyć marsz w kontekście ostatnich produkcji filmowych i książek. To jest narastające ostrzeżenie, że skala dewastacji środowiska w Północnej Albercie dotyczy i dotyka nas wszystkich poprzez globalne ocieplenie, poprzez brutalne zniszczenie sposobu życia rdzennych mieszkańców, poprzez zatrucie wody, okrążającej naszą całą planetę w bezustannym ruchu. Dlatego miasto Bellingham w stanie Washington głosowało za unikaniem paliwa z pól naftowych Alberty. Miejmy nadzieję więcej miast pójdzie za tym przykładem. Idąc byliśmy smagani wiatrem, promieniami słońca przebijającymi się przez chmury smogu, co przypominało nam, że przecież istnieją inne, naturalne formy pozyskiwania energii w Albercie, które są czyste i równie silne co brudny asfalt. Chcę społeczności, która żyje z szacunkiem dla wiatru, słońca, wody i ziemi, nie zaś społeczności, która eksploruje, wydobywa i zabija ziemię. Zdałem sobie sprawę, że ja też żyję wewnątrz asfaltowej bestii, jadąc samochodem, lecąc samolotem też jestem uzależniony od oleju napędowego, który krytykuję. Moje ręce też są splamione tym brudnym olejem. Jest więc to pierwszy krok do przyznania, że uzależnienie to istnieje. Obserwowałem różne symptomy uzależnień - alkoholizm, narkomania, wszystkie specyfiki, które ludzie biorą by udźwignąć ból który jest nie do zniesienia. Mówi się, że ludzie w szklanych domach nie powinni rzucać kamieni, ale to co robimy, prowadzeni w marszu uzdrawiania, to powolne wybijanie szklanych drapaczy chmur z paliwowego stanu, odrzucając akceptację imperialnego delirium, przypominając, że jesteśmy nieodłączną częścią zielonego domu zwanego Matką Ziemią." http://rabble.ca/print/news/2010/08/hea ... -dead-zone
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
_________________ "Ikce Wicasa Hemaca, Ca Lecamu 'elo" Tokala Hehaka Sapa
|
|